Komponuję i projektuję wszystkie aspekty życia – bo jestem architektem…
Zanim wyjaśnię – zgodnie z życzeniem autorów przedsięwzięcia „Architekt
poza architekturą”- co sprawiło, że odszedłem od mojego
zawodu sensu stricto – zacznę od tego, dlaczego zostałem architektem
?
Urodziłem się w Krakowie, w roku 1960, jako syn Witolda i Renaty Donimirskiej
z domu Stablewskiej. Kiedy zdałem maturę w II LO im Króla
Jana III Sobieskiego w Krakowie, były wczesne lata osiemdziesiąte. Jak
wielu młodych ludzi zniechęconych beznadzieją komuny planowałem,
że wyjadę za granicę, a może nawet zostanę tam na zawsze.
Wybrałem architekturę – bo uważałem, że to zawód „międzynarodowy”
i w dodatku taki, który nie wymaga biegłej znajomości języka.
Miałem też szczerze dosyć wkuwania matematyki, fizyki i innych
szkolnych przedmiotów. Potem okazało się, że mam talent rysunkowy
– i to utwierdziło mnie w podjętej decyzji. Studiowałem na Politechnice
Krakowskiej (1980 – 1985 r.) i na wydziale architektury w Akwizgranie,
potem pracowałem w biurach architektonicznych: rok
w Niemczech i ponad dwa lata w Los Angeles. W Stanach projektowałem
pola golfowe i dom, z którego jestem dumny, bo wytrzymał
trzęsienie ziemi.
Aby zacząć właściwą historię mojej działalności na innym niż architektura
polu, znów muszę cofnąć się w czasie.
Kiedy miałem 16 lat, niezwykłą decyzją sądu PRL-owskiego, wówczas
tylko teoretycznie, odziedziczyłem po ciotce Marii Stablewskiej pół
pałacu Pugetów z przyległymi budynkami, przy ulicy Starowiślnej –
wówczas jeszcze Bohaterów Stalingradu – w Krakowie. Figurowałem
w księdze wieczystej, co w czasach komuny nie miało w zasadzie znaczenia,
bo to władze decydowały wówczas, kto gdzie będzie mieszkał
i komu co wolno posiadać.
Kiedy w 1989 wróciłem do Polski, miałem w kieszeni zarobione 12 tys.
dolarów. Pożyczyłem od przyjaciół z Niemiec 100 tys. marek.
Uznałem, że polityczne zmiany i skok gospodarczy, jaki po nich nastąpi,
to dla mnie szansa dużo ciekawsza niż przewidywalna w zasadzie
ewolucja mojej kariery jako architekta w Stanach. Pałac stał
się dla mnie wyzwaniem. Wziąłem wypis z hipoteki i zamieszkałem
w kompletnie zrujnowanym budynku. Wynająłem robotników i sam
pracowałem razem z nimi. Pałac dał mi możliwość sprawdzenia moich
możliwości – temat mojego zaległego dyplomu na krakowskim
Wydziale Architektury (obrona w 1991 r.) stał się oczywisty – „Odbudowa
zespołu Pałacu Pugetów – Starowiślna 13 i 15”.
W 1990 założyłem firmę, Donimirski Pałac Pugetów Business Center
w Krakowie, która do dziś działa na rynku nieruchomości. W 1992 r.
poślubiłem Annę z Tarnowskich, i z tego związku narodzili się synowie
Stefan, Władysław i Jan, oraz córki Helena i Maria. Moją pasją
stało się przywracanie zrujnowanych zabytków – dla teraźniejszości
i przyszłości. Przez ostatnie 20 lat podejmowałem kolejne wyzwania:
odbudowuję zamek w Korzkwi (otwarty częściowo w 2004 r.), stworzyłem
hotel Maltański (2000 r.), hotel Pugetów (2002 r.), wkomponowałem
w krakowski pejzaż hotel na Gródku (otwarcie w 2005 r.),
podniosłem z ruin hotel Dwór Kościuszko (działa od 2008 r). Każdy
z tych wspaniałych budynków był przez czas budowy moim oczkiem
w głównie, ale chyba najbardziej jestem związany z zamkiem w Korzkwi.
Największą satysfakcję daje mi odkrywanie całkiem nowych
rozwiązań architektonicznych, a tego wymagała rekonstrukcja gotycko-
renesansowego orlego gniazda.
Cieszę się zawsze, gdy widzę dobre rozwiązanie projektowe. Tak było
przy okazji drewnianych ganków w hotelu Gródek, ciągnących się
obecnie wzdłuż elewacji na podwórku. Ich obecność dodała powierzchni
pokojom, a że przed remontem były w innym miejscu tego
budynku – rozwiązanie to pozwoliło je uratować.
Zatrudniam oczywiście architektów, oczekuję od nich samodzielnego
merytorycznie, poprawnego projektu. Przedstawiam im moje
pomysły, ale jeśli się nie sprawdzają – odstępuję od nich. Pełnię funkcję
kierownika projektu, a aspekt architektoniczny jest jednym
z wielu, który nadzoruję. Mam więc nieco obszerniejszą wiedzę niż architekt
i to uzasadnia moje ingerowanie w projekt. Ale chyba dobrze
się ze mną współpracuje, bo często podbijam w dyskusjach z architektem
poziom i standard. Mogę pozwolić sobie na zwiększenie
budżetu!
Architektura dała mi umiejętność i potrzebę własnej oceny formy
i funkcji wszystkiego, co się robi w życiu. Moje komponowanie i planowanie,
poparte analizą, wiedzą, niezależnym myśleniem i wrażliwością,
stosuję prawie w każdym aspekcie życia.
Motywację do działania czerpię nie z ekonomii a z radości "architektonicznego
komponowania". Tak staram się kierować firmą, i co
ważne, dobierać współpracowników, tak też powstają Boutiqueowe
Hotele Donimirski.
Więcej na
www.donimirski.com
Jerzy Donimirski
Kraków, czerwiec 2010